Magazyn Studentów Politologii i Dziennikarstwa UMCS
POLFORMANCE

Szymon Piesiak
29 wrz 2025
Do 2050 roku złoto może praktycznie zniknąć z ziemskich kopalń. Wydobywamy je szybciej niż kiedykolwiek wcześniej, a jego kosmiczne pochodzenie sprawia, że nowych złóż już nie będzie. Co się stanie, gdy ludzkość wydobędzie ostatnią tonę?
Chociaż złoto to jeden z najlepiej znanych ludziom minerałów, nie każdy wie, że tak naprawdę nie pochodzi ono z naszej planety. Ten pożądany przez wszystkich kruszec trafił tu w wyniku bombardowania meteorytami około 200 milionów lat po uformowaniu się Ziemi.
Przez kolejne miliony lat, w wyniku geologicznych procesów i przemieszczania się skorupy ziemskiej, cięższe złoża złota opadały w kierunku jądra planety, a jedynie niewielka część została wypchnięta bliżej powierzchni. To właśnie w jądrze znajduje się dziś największa ilość złota. Niestety dla nas, całkowicie poza zasięgiem.
Według szacunków naukowców całkowita ilość złota dostępna do wydobycia wynosiła około 270 tysięcy ton. Choć ta liczba robi wrażenie, znacznie traci na sile, kiedy zdamy sobie sprawę, że 216,2 tys. ton już wydobyto. Największy skok nastąpił po latach 50. XX wieku. Od tamtej pory ludzkość wykopała około 144 tysiące ton, czyli dwie trzecie całkowitych zasobów, do których udało się dotrzeć w historii.
Stało się tak za sprawą gwałtownego rozwoju technologii, który sprawił, że dziś wydobywa się nawet 3,5–3,6 tys. ton rocznie. Prosta matematyka i prognozy specjalistów sugerują, że przy tym tempie wydobycia pozostałe złoża mogą się wyczerpać już około 2050 roku. Coraz trudniej też znaleźć nowe pokłady, a te istniejące stają się droższe w eksploatacji.

Oczywiście możliwe, że gdzieś pod ziemią wciąż czekają nieodkryte złoża, ale warto się oswoić z myślą, że złoto się kończy. A konkretniej: kończy się złoto łatwo dostępne i ekonomicznie opłacalne. Nadal istnieją miejsca, z których dałoby się je pozyskać, ale koszty takiej operacji są dziś zbyt wysokie, by miało to sens.
Główne rezerwy cennego surowca znajdują się w dwóch niedostępnych przestrzeniach: w kosmosie i na dnie oceanów. Choć brzmi to jak science fiction, bardziej realne wydaje się obecnie pozyskiwanie złota z asteroid niż z głębin, gdzie ogranicza nas ekstremalne ciśnienie. Dodatkowo szacuje się, że w oceanach znajduje się jedynie 15–20 tys. ton złota, co przy gigantycznych kosztach wydobycia sprawia, że operacja byłaby całkowicie nieopłacalna.
Oba scenariusze teoretycznie są możliwe, ale przy dzisiejszym stanie technologii zbyt kosztowne. Trzeba jednak pamiętać, jak szybko rozwija się nauka. Jeszcze dwa lata temu szczytem możliwości sztucznej inteligencji był Will Smith jedzący spaghetti, a dziś AI tworzy filmy niemal nieodróżnialne od prawdziwych. Kto wie, może ściąganie złota z asteroid wcale nie jest tak odległe, jak się wydaje.
A co się stanie, gdy złoto naprawdę się skończy? Nie będzie to koniec świata. Złoto, oprócz tego, że cenne, jest też praktycznie niezniszczalne i w pełni odzyskiwalne. Szacuje się, że 85% całego wydobytego dotąd kruszcu wciąż pozostaje w obiegu. Recykling pozwala odzyskać nawet 1,1–1,2 tys. ton rocznie, co odpowiada jednej czwartej rocznej podaży.
Najbardziej zauważalnym skutkiem będzie wzrost cen. Złoto stanie się jeszcze bardziej ekskluzywne. Poszukiwacze zyskają na starej biżuterii, złomie czy pamiątkach, które zyskają nową wartość. Inwestorzy także odczują różnicę — ograniczona dostępność złota zwiększy jego wartość, a niewykluczone, że pojawią się nowe kryptowaluty powiązane z jego fizycznym zabezpieczeniem.
Brak złota uderzy też w przemysł. Choć głównie kojarzone jest z jubilerstwem, około 8–10% trafia do branży technologicznej, gdzie służy jako niezawodny przewodnik elektryczności, odporny na korozję. Gdy surowca zacznie brakować, złoto stanie się dobrem zarezerwowanym tylko dla najbardziej prestiżowych i specjalistycznych produktów.
Czy to oznacza koniec ery złota? Być może, a przynajmniej na pewno takiej, jaką znamy.
Korekta: Dominika Podlaska