Magazyn Studentów Politologii i Dziennikarstwa UMCS
POLFORMANCE

Mateusz Andrzejewski
27 maj 2025
Służba w policji jest niewątpliwie jednym z najbardziej wymagających zawodów. W naszej świadomości funkcjonariusz kojarzy się raczej z surowością i bezwzględnym egzekwowaniem prawa, gdzie nie ma miejsca na okazywanie słabości. Czy można zatem pogodzić pracę w policji z byciem wrażliwym artystą? Czy jest jakiś wspólny mianownik, który łączy te dwie, wydawałoby się, odległe sfery związane z funkcjonowaniem jednostki w społeczeństwie? Mam nadzieję, że poniższy wywiad pozwoli nam znaleźć odpowiedzi na te pytania.
Od jak dawna jesteś policjantem? Czy był to twój wymarzony zawód?
Policjantem jestem 24. rok. Wymarzony zawód? Myślę, że nie. To jest paradoks. To jest trochę jak w piosenkach, które śpiewam. Pierwsze doświadczenia z mundurem miałem już w szkole podstawowej, gdzie należałem do drużyny harcerskiej. Niestety, zawsze byłem takim trochę buntownikiem i nie mogłem podporządkować się przyjętym zasadom, przez co zaraz mnie z tej drużyny wywalili. Później nastał czas wojska, do którego poszedłem z przymusu, bo służba wojskowa była wtedy obowiązkowa. Myślę jednak, że ten czas był zapowiedzią tego, co będę robił. Od szkoły średniej zajmowałem się aspektami siłowymi i kulturystyką, więc ze względu na warunki fizyczne zostałem skierowany do Wojskowej Służby Wewnętrznej (WSW). Byłem bardzo niezadowolony, bo jest to formacja, której normalni żołnierze raczej nie cierpią. Nie miałem jednak wyboru. Zresztą, pamiętam nieprzyjemną rozmowę z panem z WKW, który powiedział, że jeśli nie przyjmę tej propozycji, to takie miejsce mi znajdzie, że będę do domu jechał dwa i pół dnia (śmiech). Natomiast siedziba WSW była dość blisko, bo pod Warszawą, i to tam przeżywałem moje pierwsze poważne doświadczenia z mundurem. Przełożeni zaproponowali mi służbę stałą. Propozycji jednak nie przyjąłem. Myślę, że wpływ na to miały moje doświadczenia z młodości, która kształtowała się w latach osiemdziesiątych – w czasach komunizmu. Mundury w tamtym okresie były mocno połączone ze sobą systemem politycznym i raczej źle mi się kojarzyły. Mój dom był bardzo patriotyczny, wpojono więc we mnie, może nie celowo, awersję do munduru.

Ale mimo wszystko, po jakimś czasie powróciłeś do służby.
Tak. W pewnym momencie moje podejście do życia trochę się zmieniło. Zająłem się pomocą osobom zagubionym, zdeprawowanym i będącym w trudnej sytuacji. W trakcie tej pracy zaglądałem w głąb siebie i zastanawiałem się, co w życiu chciałbym robić i do czego się nadaję. Był to taki moment, w którym dobitnie uświadomiłem sobie, że ja jestem po prostu wrażliwy na zło i ludzką krzywdę. Kierując się tym wewnętrznym przesłaniem, a także po namowie mojego wujka, który był funkcjonariuszem ponad 30 lat, postanowiłem zgłosić się do Policji. Po 9-miesięcznym szkoleniu pragnienie, by jako policjant dzielić się swoją dobrocią z innymi ludźmi i nieść im pomoc jeszcze bardziej się ugruntowało. Już wtedy wiedziałem, że chcę być dzielnicowym, bo praca na tym stanowisku polega właśnie na byciu z ludźmi, kontaktach z nimi i służeniu wsparciem w trudnych sytuacjach. Zazwyczaj, żeby taką posadę dostać, trzeba mieć już trochę stażu i doświadczenia, ale moi przełożeni uznali, że jestem gotowy podołać obowiązkom i powołali mnie na to stanowisko zaraz po ukończeniu szkolenia. Była to moja pierwsza funkcja w policji.
A czym obecnie zajmujesz się na służbie? Jak wygląda twoja codzienność?
Obecnie jestem na stanowisku dyżurnego. Jest to bardzo odpowiedzialne zadanie, bo na dyżurnym spoczywa kierowanie całą jednostką i podejmowanie ważnych decyzji pod nieobecność komendanta. Jestem więc dyspozytorem, który przyjmuje zgłoszenia. Raczej coraz rzadziej przyjmuję je telefonicznie, bo większość osób wysyła wiadomości przez numer alarmowy do Centrum Powiadamiania Ratunkowego. Później są one przekazywane do nas przez taki bardzo fajny system SWD, czyli System Wspomagania Dowodzenia. Przychodzi do nas formatka o adresie interwencji i o tym, jakiego charakteru jest to zdarzenie. Moim zadaniem jest właściwie zakwalifikowanie zgłoszenia: jako pilne albo zwykłe i skierowanie w odpowiednie miejsce dostępnego patrolu. Potem muszę być w stałym kontakcie z policjantami, żeby zadbać o ich bezpieczeństwo. Dlatego wcześniej dokładnie odsłuchuję zgłoszenie i upewniam się, czy nie będzie tam jakiejś sytuacji, która stworzy zagrożenie dla funkcjonariuszy. Muszę im na bieżąco podpowiadać, bo do zdalnego systemu spływają informacje z różnych źródeł.
Z tego, co mówisz, wnioskuję, że interwencje służb często wiążą się z ryzykiem. Czy sam też bierzesz udział w akcjach w terenie?
Obecne stanowisko nie daje mi możliwości udziału w niebezpiecznych interwencjach. Moja praca polega na tym, że siedzę w pomieszczeniu z mapami, mam dostęp do wszystkich systemów i kieruję patrolami. Trochę jak zawiadowca na stacji. Jedyne możliwości wsparcia, jakie mam, to rozmowy przez telefon, bo umiejętność dobierania słów i odpowiedniego poprowadzenia konwersacji może odwieźć rozmówcę od popełnienia jakiegoś zabronionego czynu. Na przykład dzwoni osoba, która ma zachowania sinusoidalne i chce popełnić samobójstwo. Dla mnie taki telefon jest wołaniem o pomoc, więc to, jak poprowadzę rozmowę i czy uda mi się dobrać właściwe argumenty, może zaważyć na życiu lub śmierci człowieka. Moim zadaniem jest tak poprowadzić konwersację, żeby nie dopuścić do tragicznego finału lub dać czas policjantom na dotarcie do rozmówcy i przejęcie interwencji na miejscu.
Zdarzają się też takie sytuacje, gdzie muszę komuś pomóc bezpośrednio na komisariacie. Pamiętam akcję, gdy jedna z osób w poczekalni dostała ataku padaczki. Całe zajście widziałem z dyżurki, więc mogłem szybko podejść i zabezpieczyć chorego.
Obecnie mój udział w bardziej fizycznych interwencjach jest mocno ograniczony ze względu na charakter wykonywanych przeze mnie czynności zawodowych. Częściej użycia siły fizycznej wymagały działania w terenie, gdy byłem dzielnicowym. Zdarzyła się wtedy sytuacja, która szczególnie mocno odcisnęła się w mojej pamięci. Okazało się, że w jednej z miejscowości doszło do awantury domowej, w wyniku której mężczyzna postanowił, że wysadzi swój dom w powietrze. Dowiedzieliśmy się, że miał u siebie przygotowanych kilka butli z gazem i materiały pirotechniczne.
Sytuacja była nadzwyczajna i dyżurny wysłał tam wszystkich policjantów, których miał pod ręką. Gdy przyjechaliśmy, szybko zorientowaliśmy się, że mężczyzna bardzo źle reaguje na jakikolwiek mundur – czy to policji, czy straży pożarnej. Wysyłał do nas jasny komunikat, że mamy się stąd usunąć, albo wysadzi dom. Musieliśmy się dostosować do jego poleceń, czekając na wsparcie policyjnego psychologa. W końcu, na miejscu zjawiła się moja znajoma negocjatorka, która zaczęła rozmawiać z mężczyzną. Jej rola polegała na tym, żeby ostudzić jego zapędy i uświadomić mu, że potrzebuje pomocy.
Natomiast naszym zadaniem było podejść jak najbliżej domu w taki sposób, by nie wzbudzić agresji w napastniku. Wszystko po to, żeby zapewnić bezpieczeństwo naszej koleżance i być gotowym na wejście do środka oraz obezwładnienie mężczyzny. Przyczailiśmy się zatem w ogrodzie, przy ścianie budynku i czekaliśmy.
Cała akcja trwała około trzech godzin. Pani negocjator udało się rozmową i trafną argumentacją uspokoić niebezpiecznego osobnika. Wkroczyliśmy wtedy razem z ratownikami medycznymi, by podjąć kolejne kroki. W trakcie całej akcji zastanawiałem się, jak ta historia się zakończy, czy wrócę do domu i czy zobaczę jeszcze moją żonę i dziecko. Ten człowiek był tak zdeterminowany, że faktycznie mógł wysadzić nas wszystkich. Dlatego, kiedy pani negocjator dała nam znak, to pod wpływem adrenaliny wykonałem swoje zadanie tak szybko, jakbym był Usainem Boltem.
Wiem jednak, że w tego typu sytuacjach policjant nie może być zły na głównego sprawcę i patrzeć na niego z nienawiścią. Musi mieć w sobie na tyle wrażliwości i empatii, by dostrzec w nim człowieka, który potrzebuje pomocy.
Jak rozumiem, praca w policji bywa bardzo stresująca i pełna wyzwań. Czy muzyka stanowi dla ciebie jakąś formę odskoczni od tego wszystkiego?
Niewątpliwie tak. Muzyka łagodzi obyczaje i jest dla mnie swego rodzaju terapią. Chociaż główną rzeczą, która pomaga mi utrzymać równowagę, jest codzienny kontakt z Bogiem. Bardzo często modlę się przed wyjściem do pracy, a także po powrocie. Mam taką genialną formę modlitwy, która jest kontemplacją i odkrywa we mnie przestrzenie dobrych emocji. Takich, które szukają ujścia i potrzebują, by ktoś na nich zagrał.
Mam taką teorię, że każdy mężczyzna powinien odkryć w sobie wrażliwe nuty i z nich korzystać, bo one pozwalają człowiekowi normalnie funkcjonować. Okazywanie uczuć i wrażliwości nie oznacza słabości. Nie zgadzam się ze stwierdzeniami, że chłopaki nigdy nie płaczą. Emocje, które w sobie odkrywam, przelewam potem w swoje piosenki. Poza tym tworzenie muzyki i śpiewanie pomagają mi jako policjantowi rozładować stres. Moi najbliżsi wiedzą najlepiej, że gdy jestem spięty i zdenerwowany, to często biorę do ręki gitarę i po prostu śpiewam. Muzyka przenosi mnie w taki dziwny świat, gdzie zawsze jest coś do odkrycia. Ona jest czymś, co nigdy nie będzie do końca poznane, bo o tę samą piosenkę zawsze będzie można odkrywać na nowo. Mam też takie wrażenie, że za wszystkimi wspomnieniami z mojego dzieciństwa kryją się jakieś utwory, które oddają ducha tamtych odległych dni. Jednym z nich jest na przykład „Wymyśliłem ciebie”, który do dzisiaj niezwykle mnie porusza i przypomina o moim dzieciństwie.
Jak zaczęła się twoja przygoda ze śpiewaniem i grą na gitarze?
Cóż, jeśli mam być szczery, to nie pamiętam. Po prostu w pewnym momencie odkryłem, że mam całkiem niezły głos, i wcale nie chodzi o to, że wpadłem w jakieś samouwielbienie. Po prostu, śpiewając gdzieś przy ognisku, zebrałem dobre opinie. Mówili mi, że świetnie mi idzie i powinienem rozwijać muzyczny talent. Miałem też kolegów, którzy grali na różnych instrumentach. Zawsze dobrze się ze sobą rozumieliśmy i często, gdy oni wykonywali jakiś utwór, ja potrafiłem szybko go rozpoznać i dołączyć się ze śpiewaniem.
Później stwierdziłem, że w sumie chciałbym występować na scenie i rozwijać swoje muzyczne predyspozycje. Uczyłem się grać i śpiewać utwory ze śpiewników harcerskich i muszę przyznać, że nieźle mi to wychodziło. Już wcześniej miałem kontakt z mikrofonem i sceną, bo jeszcze przed pracą w policji, miałem okazję prowadzić festyny, szkolne przedstawienia czy kabarety. To one sprawiały, że nie bałem się publiczności, a same występy sprawiały mi dużo przyjemności. Widzowie też dobrze mnie odbierali i pewnego dnia jeden z nich zaproponował mi poprowadzenie poważniejszej imprezy, czyli festynu z okazji 300-lecia Terespola.
Organizatorzy mieli problem ze znalezieniem profesjonalnego konferansjera, więc ja przyjąłem tę zaszczytną propozycję. I takim to sposobem dostałem się na wielką scenę. No i jak to konferansjer: śpiewa, tańczy i zje kilo pomarańczy (śmiech). Próbowałem za wszelką cenę sprostać wyzwaniu. Chyba mi się udało, bo po festynie jeden z lokalnych zespołów zaproponował mi bycie wodzirejem w ich grupie.
Wiązało się to z tym, że musiałem od czasu do czasu coś tam zaśpiewać, a z czasem dostałem nawet własny komplet piosenek do zaprezentowania. Mogłem więc grać i rozwijać swoje umiejętności wokalne, aż w końcu zacząłem komponować własne utwory. Pierwszą piosenkę napisałem, jak moja żona zaszła w ciążę. Ten czas oczekiwania na narodziny dziecka, był dla mnie silnym i pięknym, duchowym doświadczeniem.
Wtedy właśnie napisałem taki tekst i ubrałem go w muzykę:
„Choć Cię nie widać, jesteś z nami, ukryta gdzieś pod sercem u mamusi. Z naszej miłości, dostałaś życie. Teraz śpij. Niech Bóg ci ześle dobre sny. Teraz śpij, zwinięta w mały kłębuszek. Teraz śpij i nie kop więcej już proszę, bo mamę boli brzuszek”.
Piosenka bardzo spodobała się moim najbliższym. A ja uwierzyłem, że to, co piszę i ubieram w dźwięki, ma jakiś sens, że warto tworzyć i dzielić się tym z innymi. Kolejne piosenki też były mocno związane z moim domowym ogniskiem i często wykonujemy je wspólnie podczas rodzinnych uroczystości, na przykład w święta Bożego Narodzenia. Moja rodzina jest bardzo muzykalna, więc świetnie się przy tych utworach bawimy.
Rozumiem, że rodzina jest dla ciebie dużym źródłem inspiracji. A jakie jeszcze tematy poruszasz w swoich piosenkach?
W sumie najczęściej piszę po prostu o tym, co mi leży na sercu. Czasami tworzę bardzo osobiste utwory, które nie cieszą się powszechną popularnością. Tym bardziej jestem pozytywnie zaskoczony, gdy spotykam ludzi, których właśnie te konkretne piosenki poruszyły.
Stworzyłem kiedyś taki mocno duchowy, osobisty utwór i wydawało mi się, że tylko ja go rozumiem i potrafię odczytać. Po latach spotkałem jednak człowieka, który powiedział, że to właśnie ta kompozycja najbardziej go wzruszyła, bo idealnie oddaje jego osobiste, wewnętrzne rozterki.
Dla mnie tworzenie właśnie takich piosenek, które potrafią celnie trafić do jednego człowieka, jest cenniejsze niż robienie „masówek” dla szerokiego odbiorcy. To mi zwyczajnie sprawia radość.
Zdarzają się również takie sytuacje, w których ktoś mnie prosi, żebym napisał tekst na specjalną okazję. Kiedyś dyrektor szkoły podstawowej numer 1 w Terespolu, zaproponował mi ułożenie słów i melodii szkolnego hymnu. Początkowo się wahałem, ale w końcu napisałem pieśń „Nasza królowo święta Jadwigo”, która stała się oficjalną pieśnią tej placówki i do dzisiaj uczniowie śpiewają ją przy okazji różnych uroczystości.
Na prośbę organizatorów napisałem też nowe słowa do znanej melodii „20 lat a może mniej” na 35-lecie „Gońca Terespolskiego”. Mój tekst opowiada o założycielach pisma, którzy w latach osiemdziesiątych byli solidarnościowcami walczącymi o wolności lokalnej społeczności.
To leci tak:
„Nie mieli prawie nic, lecz chcieli nam nadzieje dać by w komunizmu kicz, solidarności wolność wlać”.
Miałem osobiście wystąpić z tym utworem i poprowadzić uroczystości, ale niestety nie dostałem w pracy wolnego. Piosenkę zaśpiewał mój syn, z czego jestem naprawdę dumny.
Czy masz jakiś ulubionych twórców, którzy stanowią dla ciebie inspirację?
Często lubię wracać do starych utworów. Uważam, że muzyka lat 60. jest najpiękniejszym rozdziałem muzycznym. Ale dzisiaj słucham tak naprawdę wszystkiego. Od Starego Dobrego Małżeństwa, Miry Kubasińskiej i Breakoutu do muzyki poważnej. Wszystko gdzieś tam do mojego wnętrza dociera.
Mam takie skojarzenie, że z piosenkami, których słucham i które wykonuje, jest jak z dziewczynami. Ja akurat nie byłem jakimś wielkim lowelasem, ale miałem takich kolegów, którzy co tydzień mieli na zabawie inną dziewczynę. I podobnie jest w moim życiu z piosenkami. Dzisiaj śpiewam tę, a już za jakiś czas w moim repertuarze pojawia się zupełnie inna.
Co o twoim hobby sądzą twoi koledzy z pracy?
W żargonie policyjnym nie ma kolegów – są tylko znajome twarze. Ale wracając do pytania, to w sumie inni policjanci uważają, że jestem odważniejszy od nich. W mojej jednostce nie ma żadnego innego muzyka, poza jednym znajomym gitarzystą. Niestety, nie mieliśmy okazji nigdy razem zagrać.
Myślę, że moja jednostka odbiera mnie pozytywnie. Przy okazji jakichś wewnętrznych policyjnych imprez zawsze jestem mile widziany ze swoją gitarą. Po tym, jak zdobyłem wyróżnienie w lokalnym konkursie „The Voice Poetica”, Komenda w Białej Podlaskiej, której podlegam, pochwaliła się na swojej stronie, że mają w swoich szeregach śpiewającego policjanta. To było bardzo miłe.
Zresztą, w policji tak jest, że wszelkie inicjatywy i sukcesy związane z kreowaniem dobrego wizerunku funkcjonariusza, są nagradzane w formie publikacji na stronie danej komendy. To taka „pochwała wzrokowa” od komendanta.
Czy w Polsce jest dużo muzykujących policjantów? Czy tak jak na twojej komendzie, są to raczej pojedyncze przypadki?
Myślę, że takie zainteresowania przejawiają się u nas tak często, jak każda inna pasja. Pojawia się dużo takich osób. Na przykład w komendzie rejonowej Warszawa 4, moim kierownikiem dzielnicowym był policjant, który śpiewał w zespole muzycznym. Grał na weselach i różnych lokalnych imprezach. Mieliśmy też panią – pracownika cywilnego, która też była wokalistką.
Myślę, że w każdej komendzie wojewódzkiej znalazłoby się sporo takich osób. Moim zdaniem, jeśli ludzie mają coś wspólnego z muzyką, to jest w nich wrażliwość, a muzyka może być dla nich formą samorealizacji albo nawet terapii. Ogólnie tego typu pasje są w policji mile widziane, ponieważ człowiek, które realizuje swoje zainteresowania jest kompletny i spełniony co przekłada się na efektywność w pracy.

A jak twoją służbę postrzegają inni ludzie?
Wiadomo, że różnie się o policji mówi. Niestety, wiele osób postrzega ją negatywnie. Większość wyrabia sobie zdanie na podstawie tego, co usłyszą z telewizji lub z jakichś niepewnych źródeł i myślą, że faktycznie tak to wygląda. W rzeczywistości policja to miejsce dla dobrych ludzi, co prawda o twardej ręce, ale jednak dobrych.
Jeśli chodzi o mnie, to też jestem różnie postrzegany. Muzyka, którą wykonuję, często jednak sprawia, że ludzie patrzą na mnie bardziej przychylnie. Doszło nawet do takiej sytuacji, że grupka młodych osób, która widziała jeden z moich występów, nagle zaczęła mi się kłaniać. Wtedy zaczepiłem jednego z nich i mówię:
– Słuchaj, nie rozumiem pewnej rzeczy, bo generalnie jesteśmy z przeciwnych obozów. Ale ty i twoi koledzy mi się kłaniacie. Coś knujecie? Macie jakiś problem?
A on rzuca krótkie:
– Nie.
Drążę więc dalej i pytam:
– To, dlaczego to robicie?
A chłopak odpowiada:
– Bo pan jest w porządku.
Twierdzę więc, że bycie policjantem, do tego jeszcze śpiewającym to jest coś genialnego. Policjant z gitarą naprawdę potrafi łagodzić obyczaje.
Mogę podzielić się taką historią, która, myślę, trafnie opisuje naszą służbę. Pamiętam taki dzień. Szedłem z kolegą chodnikiem w Terespolu, no i zauważyło nas dwóch młodziaków. Jak to małolaty, zobaczyli policjantów, wyczuli temat i zaczęli śpiewać: Pieski małe dwa. Wiesz, ja się nigdy nie obrażam, gdy ktoś mnie tak nazywa, bo policjant ma w sobie dużo z psa i wcale nie jest to porównanie obraźliwe.
Tego nauczył mnie mój cudowny wykładowca, Jacek Hachulski – świetny człowiek. Miałem z nim zajęcia o technikach interwencji. Udzielił mi i innym rekrutom wielu mądrych rad. Między innymi powiedział, że jeżeli ktoś powie na was „pies”, to bądźcie z tego dumni, bo w dużej mierze policjant ma mieć psi charakter. Ma chronić, wiedzieć kogo oszczekać, wiedzieć kogo ugryźć i kiedy, a także ma być wierny wobec pana, a waszym panem jest ojczyzna.
Wracając jednak do dwóch młodych pieśniarzy, namówiłem kolegę, żebyśmy poszli z nimi pogadać. Podchodzimy więc, a ponieważ jestem dość sporym mężczyzną, widzę już popłoch w oczach młodzieży.
Odzywam się więc łagodnie:
– Panowie, przepraszam, że was zaczepiamy, ale w tej piosence jest błąd.
Poprosiłem o odśpiewanie tekstu jeszcze raz. Zanucili więc tak jakoś nieśmiało:
– Pieski małe...
W tym momencie im przerwałem i oznajmiłem, że wcale nie takie małe, jak widać, a raczej zupełnie spore (śmiech). Zatem zrobiła się niesamowicie fajna i wesoła atmosfera.
Jakie masz plany związane z twoją działalnością muzyczną?
Konkretnych planów nie mam. Dwa lata temu zrodził się pomysł, żeby nagrać autorską płytę. Nie spotkałem jednak nikogo, kto mógłby mi w tym pomóc. A po co chciałem wydawać płytę? Ano po to, by dać ludziom coś od siebie, coś, nad czym pracowałem, taką małą cząstkę mnie. Płyta miała być moją historią wyśpiewaną i nawet nie chodziło mi o to, żeby na tym albumie jakoś zarobić, ale raczej, by zapisać to, co przez dobrych kilka lat stworzyłem.
Projekt wydawniczy nie został zrealizowany, a ja tak jak zawsze, po prostu biorę do ręki gitarę, codziennie coś śpiewam i codziennie coś mnie inspiruje do pisania piosenek. Jako takich planów na karierę muzyczną nie mam, ale jestem gotowy do tego, by śpiewać zawsze, wszędzie i o każdej porze.
Jak widać, służba w policji może iść w parze z tworzeniem sztuki i duchowością. Choć to połączenie wydaje się nietypowe, wrażliwość artystyczna nie wyklucza umiejętności działania w sytuacjach stresowych ani przestrzegania dyscypliny. Przeciwnie – może pomóc funkcjonariuszom lepiej rozumieć ludzi, empatycznie podchodzić do ofiar przestępstw czy trafniej odczytywać intencje innych.
Dla wielu policjantów muzyka czy inne twórcze zamiłowania wydają się być także formą odreagowania emocji i napięć związanych z pracą. Te dwa różne światy potrafią ze sobą zgodnie współistnieć i wzajemnie się dopełniać.
Korekta: Dominika Podlaska, Kateryna Shevchenko