top of page

„Jesus Christ Superstar” w Operze Lubelskiej

Patrycja Pycek

10 maj 2024

W dniach 23-24 marca na scenie CSK miała miejsce premiera sztuki „Jesus Christ Superstar” w reżyserii Tomasza Mana i wykonaniu artystów Opery Lubelskiej oraz gościnnie występujących solistów. Data premiery w sposób niemalże idealny wpasowała się w okres przed Wielkanocą, która jest upamiętnieniem zmartwychwstania Jezusa, uprzednio skazanego na męki i ukrzyżowanie. Musicalowy hit opowiada o tej samej historii, lecz w niekonwencjonalnej formie.


Geneza musicalu

Jest wiele wizji samej postaci i znaczenia Jezusa w historii i różnią się one w zależności od religii i wyznania, tak samo, jak ma to miejsce w dziełach kultury. Na przestrzeni wieków Chrystus w sztuce przybierał różne oblicza, zarówno mniej, jak i bardziej kontrowersyjne. Do tej drugiej grupy bez wątpienia można zaliczyć musical „Jesus Christ Superstar”. Opera rockowa z muzyką Andrewa Lloyda Webbera i librettem Tima Rice’a miała swoją premierę 12 października 1971 roku w Mark Hellinger Theatre na Broadwayu. Od tamtego czasu sztuka porywa nie tylko tłumy wielbicieli, lecz także co jakiś czas znajduje się na ostrzu krytyki przeciwników tej formy.


Sztuka skazana na krytykę

Nietrudno jest dojść do wniosku, że próba ukazania historii stanowiącej dla tak wielu osób na całym świecie niepodważalne sacrum, jest z góry skazana na mieszany odbiór, zwłaszcza gdy w tę historię pragnie się wpleść nutkę goryczy (powiedzieć nutka, to jak nie powiedzieć nic- „Jesus Christ Superstar” to cała symfonia o zdradzie i obłudzie), demaskującą nasze nowoczesne społeczeństwo.


Historia, która zatacza koło

Musical, choć fabularnie oparty na wydarzeniach biblijnych, doczekał się zupełnie nowych interpretacji, poszerzonych o elementy współczesności - od samych kostiumów po smartfony, a w nich media społecznościowe i nieustanna walka o zasięgi. Ukazano to w szokujący, lecz niezwykle trafny sposób na scenie w momencie, gdy Jezus wystawiony na najcięższą próbę swojego ziemskiego życia, staje się „atrakcją” do filmowania przez zgromadzony pod krzyżem tłum. Osadzenie przedstawionych realiów we współczesnych ramach czasowych, które znamy pozwala widzowi na łatwiejsze zrozumienie emocji i motywacji, jakie targają bohaterami. Być może mamy coś wspólnego z Judaszem, biernym tłumem, Marią Magdaleną lub Poncjuszem Piłatem? A może czujemy się zdradzeni i przytłoczeni jak Jezus? 


Wątek miłosny?

To, co jest najbardziej zaskakującym aspektem, to zadziwiająco bliska relacja Jezusa z Marią Magdaleną, czyli kobietą trudniącą się pracą seksualną, co zostaje widzowi w tej inscenizacji uświadomione w celowo jaskrawy (dosłownie i w przenośni) sposób poprzez stereotypowy odważny strój i perukę w krzykliwym kolorze. Po odnalezieniu autorytetu w osobie Chrystusa, który broni ją przed osadzającym tłumem, podkreślając, że pomimo wykonywanego zawodu, ma w sobie prawdopodobnie więcej dobra niż oni, kobieta pragnie zmienić swoje życie i podążać za nowym mistrzem. Bohaterka zdaje się oczarowana odkryciem nowego rodzaju miłości, której nie było jej dane wcześniej poznać. Pokazana bliskość tych dwóch ludzi powinna być rozumiana jednak w sposób inny niż ten, który za wszelką cenę szuka kontrowersji i sensacji w tak naprawdę pięknym uczuciu. Można interpretować to przez pryzmat początkowego zagubienia Marii Magdaleny wykonującej zawód społecznie stygmatyzowany, co wiązało się z jej nieszczęściem i osamotnieniem, gdyż poza miłością fizyczną, za którą dostawała pieniądze, nikt nie obdarzył jej prawdziwym bezwarunkowym uczuciem i wsparciem. Działo się tak do momentu, aż spotkała na swojej drodze Jezusa, który widział w niej coś więcej niż dotychczas napotkani ludzie. Stanął w jej obronie i pokazał nową drogę, czym Maria była wprost onieśmielona i zadawała sobie wiele pytań w piosence „I don’t know how to love him”, gdzie desperacko poszukuje odpowiedzi, jak ma kochać człowieka, który okazał jej serce, nie zważając na jej przeszłość i panujące stereotypy. Wspomnianej miłości towarzyszy lęk przed nieznanym i zagubienie. Nie musi być to zatem typowy romans, a miłość platoniczna.


Oblicze zdrady i zagubienia

Jako społeczeństwo mamy tendencję do dużego uogólniania i projekcji naszych osobistych przemyśleń na innych ludzi, nawet jeśli żyli oni w innej epoce rządzącej się nieznanymi nam prawami. Nie bez powodu istnieją mocno zakorzenione, nasuwające się natychmiast skojarzenia Judasz-zdrajca i Piłat-winny śmierci Jezusa. Oboje z łatką antagonisty. Sztuka „Jesus Christ Superstar” poza czernią i bielą ukazuje również odcienie szarości. Na scenie widoczne były między innymi momenty słabości Judasza, który toczył wewnętrzną walkę o to, jak postąpić, gdy musi wybrać pomiędzy wiernością wobec przyjaciela a „krwawymi pieniędzmi” oferowanymi za zdradę Jezusa. 


Dlaczego rock?

Nie trzeba mocno zagłębiać się w historię muzyki rockowej, aby wiedzieć, że jej twórcy prowadzili życie dalekie od wartości propagowanych przez religię chrześcijańską. Obrazuje to znane hasło „sex, drugs and rock ’n’ roll”, które stanowi odzwierciedlenie hedonistycznego stylu życia nie tylko samych muzyków, ale i oddanych fanów tego gatunku. Dlaczego więc w tle wydarzeń biblijnych słyszymy ostre gitarowe riffy i mocny wokal, których nie powstydziłby się żaden zespół rockowy? Można zaryzykować stwierdzenie, że dobór muzyki nie jest przypadkowy, gdyż rock przywodzi na myśl także bunt, zerwanie zasad. Jezus jest kreowany na buntownika głoszącego awangardowe myśli skłaniające podążających za nim ludzi do kwestionowania dotychczasowych wartości i wyborów życiowych. Jest to pewnego rodzaju idol porywający tłumy i kształtujący swoich odbiorców, podobnie jak muzycy rockowi znani ze zdobywania rzeszy fanów, traktujących gwiazdę niczym sacrum. 


Podsumowanie

„Jesus Christ Superstar” w wykonaniu artystów Opery Lubelskiej to sztuka, w której może odnaleźć się każdy niezależnie od wyznania i światopoglądu. Rock operę w Lublinie można zobaczyć jeszcze 9 maja oraz w dniach 28-30 czerwca, lecz warto dokonać już teraz rezerwacji biletów, które nie bez powodu wyprzedają się w szybkim tempie. 


Autor: Patrycja Pycek

Korekta: Wiktoria Krzesicka 

Fot. Grzegorz Winnicki Fotografia, dla Opery Lubelskiej

bottom of page